Na tę grę czekam niczym dzieciak za mamą powracającą z zakupów i kryjącą w swoich siatach Kinder Niespodziankę. A beta tylko potwierdziła, że jest na co.
Świetna oprawa audiowizualna; Klimatyczne uniwersum; Dynamika starć i potęga mocy dostępnych klas; Czytelny interfejs;Płynne i naturalne połączenie gry solo i w kooperacji; Żyjący świat z ciągle zmieniającymi się wydarzeniami; Tryb multiplayer na wysokich obrotach; Satysfakcjonujący system łupów, bez ilości nadmiernej zbędnych „śmieci”; Pomysłowo rozwiązany „endgame”; Potrafi wessać jak diabli
MinusyJak na FPS – krótka fabularnie, ze zbyt małą różnorodnością misji, powtarzalnością broni i rozgrywki; Jak na MMORPG – ubogi „crafting”, ograniczone możliwości interakcji z innymi graczami; kilka rozwiązań w lokalnym systemie reputacji; nie do końca przemyślany matchmaking w PvP
Wstępnie:
Cieszy: Obłędna oprawa audiowizualna; niesamowity klimat; przyjemność ze strzelania i intensywność samych wymian ognia; głębia RPG’owych systemów; mnóstwo broni i pancerzy; Sparrow – pojazd do poruszania się po powierzchni planety;
Smuci: Jedna planeta = jedna lokacja; dołączanie do drużyny sprzężone z systemem konsoli, nie gry; mała ilość graczy w jednej instancji Wieży – miejsca spotkań Strażników przed misjami; RPG’owa twarz produkcji kłóci się nieco z trybem PvP
Końcówka tego roku wśród growej braci ponownie będzie świadkiem brutalnego ataku na nasze portfele i chowające się w kącie pokoju, przerażone świnki-skarbonki. Jeśli ktoś nosi się z zamiarem zakupu absolutnie każdego, co najmniej nieźle zapowiadającego się hitu wraz z jego premierą wyznaczoną na okres pomiędzy wrześniem a grudniem, jego zaskórniaki już teraz toczą rzęsiste łzy i błagają o litość. Ale zapowiedzi to jedno, a faktyczna jakość oferowanych produkcji to drugie. Nic tak jednak nie przekonuje do wyskoczenia z hajsu jak solidna możliwość przetestowania wypatrywanej przez siebie gry. I to dwukrotnego.
Nie będę ukrywał, że Destiny zajmuje jakże szczytne, bo pierwsze miejsce na mojej liście świętej trójcy tegorocznych premier. W wyprzedzającym w tym skromnym notowaniu świeżego Evolve i next-genowego Assassina tytule jest coś niesamowicie magnetycznego i magicznego zarazem – coś, co zasmakowałem już przy okazji genialnej trylogii przygód małomównego Master Chiefa. Z miejsca jednak zaznaczam - Przeznaczeniu wciąż daleko jest do bycia kalką Halo. Bardziej chodzi tu o ten nieuchwytny pierwiastek piękna i charakterystycznej ręki Bungie, objawiającej się w prowadzącej do gęsiej skórki ścieżce dźwiękowej, cudownych krajobrazach, kunszcie zaprojektowanych map czy czystej przyjemności płynącej ze strzelania. Alpha i beta Destiny zaoferowała mi bowiem to wszystko już od pierwszych chwil naszego burzliwego związku, robiąc przy tym niesamowity apetyt na więcej i zarazem pozostawiając z pewnym bagażem obaw.
Nadzieje…
Co więc w Destiny już teraz gra i buczy do tego stopnia, że premierę produkcji po raz enty zakreśliłem grubym okręgiem w moim kalendarzu? Poza wymienionymi w poprzednim akapicie bezsprzecznymi zaletami, zaskoczyło mnie tu jeszcze kilka rzeczy. Po pierwsze, produkcja urzekła mnie swoim sposobem łączenia rozgrywki jednoosobowej z wieloosobową. Po wylądowaniu na powierzchni Starej Rosji w dostępnej misji fabularnej, ku mojemu zaskoczeniu, na horyzoncie zobaczyłem grupkę hasających po okolicy graczy. „Co jest?” – pomyślałem sobie – „Przecież nie łączyłem się z nikim w żaden zespół przed wyruszeniem.”
I chociaż opcja tworzenia grup uderzeniowych jak najbardziej jest tu dostępna, wcale nie musimy bawić się w interakcję z innymi Strażnikami, by zaświadczyć ich obecności w naszej samotnej wyprawie. Pozostali na mapie gracze od czasu do czasu mijali się ze mną w drodze do następnego celu, każdy skupiony jednak na własnym zadaniu i tylko sporadycznie strzelający ramię w ramię, kiedy to akurat nasze ścieżki skrzyżowały się w tym samym miejscu występowania obcych. Jeśli ktoś szukać będzie jednak kooperacji z prawdziwego zdarzenia, udostępniona wersja również dawała jego mały przedsmak. Długo wspominać będę szaleńczą wymianę ognia z całymi watahami dwóch ras kosmitów, ostrzeliwującymi się wzajemnie na placu małej fabryki, u boku mając grupę innych Strażników towarzyszących mi w tej wyprawie do piekła i z powrotem. Starcia z bossem na samym jej końcu (i dziesiątek zgonów w próbie jego ubicia) również nie mam zamiaru wyplenić z pamięci. Kto by pomyślał, że rasowe dla gatunku MMORPG raidy świetnie sprawdzają się też w FPS’owej konwencji.
Po drugie, Destiny w zaprawę tworzącą swoje solidne, strzelankowe fundamenty świetnie wplata również wszystkie te statystyki, punkty życia, przedmioty, levele i zdobywane na nich umiejętności specjalne – słowem, elementy charakterystyczne dla gier z gatunku RPG. Mocy i unikatowych zdolności trzech dostępnych w tytule klas masz tu panie całe zatrzęsienie, a i system rozwoju ekwipunku już teraz prezentuje się intrygująco. I chociaż miejscami w nowej produkcji Bungie zalatuje nieco Borderlands, poważniejszy styl i mniejsza ilość walącego się po ziemi śmieciowego „lootu” ostatecznie nie pozwala na pomyłkę. Tutaj do swojej giwery autentycznie można się przywiązać, m.in. właśnie dzięki wspomnianemu systemowi jej rozwoju - im więcej z danego gnata strzelasz, tym więcej ulepszeń dla niego otrzymujesz. Proste i jakże piękne!
… i obawy.
Moja testowa przygoda z Destiny nie składa się jednak tylko i wyłącznie z pozytywnych wspomnień i spoglądania w przyszłość przez różowe okulary. A skoro ostatnim, wymienionym przeze mnie elementem była warstwa RPG, muszę w tym miejscu wyrazić swoje lęki względem jej funkcjonalności w obecnym w grze PvP. Może się mylę, ale tak na moje oko im bardziej sieciowy shooter pozwala na zaznaczenie swojej dominacji na polu walki czystym „skillem”, tym dla niego lepiej – Destiny jednak, z całymi swoimi statystykami, klasą pancerza i różnymi rodzajami broni (których to na wyposażeniu mamy zawsze 3 sztuki) niebezpiecznie zamazuje granicę pomiędzy tym, kto naprawdę jest dobry, a kto po prostu dzierży giwerę z większymi obrażeniami i nosi lepszą zbroję z wyższą klasą pancerza. Co więcej, mecze w becie łączyły ze sobą graczy często rozstrzelonych o 3 poziomy doświadczenia, a taki ekwipunek poziomu ósmego to już zupełnie inna historia, niż ten z poziomu piątego.
Nieco poważniejszym, lecz wciąż możliwym do naprawienia zgrzytem są tu wspomniane już wcześniej grupy uderzeniowe (w org. Fireteams). „Ogniozespoły” stanowią bowiem najpewniejszą opcję, jeśli na kolejną misję chcesz wybrać się ze swoimi ziomkami – po prostu łączycie się w jeden oddział i wiśta wio. Szkoda jednak, że dołączenie do konkretnej ekipy zawsze wiązało się z potrzebą akceptacji zaproszenia poprzez system konsoli. Rozwiązanie to skutecznie niszczy „wczujkę” w, jakby nie patrzeć, odgrywanie ról i bestialsko wyrzuca z przedstawionego świata, depcząc immersję wielgachnym buciorem. Również limit populacji Wieży – miejsca spotkań graczy pomiędzy zadaniami – był w becie śmiesznie mały, a szansa na spotkanie tam swoich znajomych (bez zaproszenia z ich strony) raczej niewielka.
Jedno Przeznaczenie na wynos, poproszę!
Obecnie sporo mówi się też o wycieku w postaci listy prezentującej pełną zawartość gry po premierze. Sam wolałbym jednak wstrzymać się od jakichkolwiek komentarzy na temat tego, czy po wylądowaniu na sklepowych półkach Destiny będzie pełnoprawnym produktem, czy też jedynie maszynką Activision do koszenia pieniędzy na cyfrowych rozszerzeniach, w postaci planet, misji, czy tam innych gratów dla naszej postaci. Dodam tylko, że w przyszłość nowego tytułu Bungie spoglądam z dużym zaciekawieniem, a kciuki bolą mnie już od zaciskania. W tej nietypowej hybrydzie MMORPG i FPS’a zaiste tkwi niesamowity potencjał, i raczej ciężko o lepszego kandydata do jego okiełznania, niż stróżującego nad World of Warcraft i Call of Duty molocha Roberta Koticka. Premiero Destiny – przybywaj więc!
Komentarze
18Oprawa wizualna bardzo dobra, dziwek jest super.
Jesli idzie o granie na padzie - gra sie bardz odobrze. To nie jest typowy shooter gdzie trzeba wykazac sie refleksem mangusty.
Zeby nie bylo ze nie widze minusow - skoki postaci, jak to w typowych RPG, maja praktycznie 10x mniejsza grawitacje :)
Ale jest to domena niemal wszystkich RPG :)
Pierwsza zaleta: "Obłędna oprawa audiowizualna"....... :D
Czekać NA coś, nie ZA czymś, PRZED czymś, czy OBOK czegoś. No chyba że czekam Na coś, OBOK Wacka, Który też czeka.