Nauka w domu przed ekranem komputera to doskonałe uzupełnienie tradycyjnej metody kształcenia obejmującej zajęcia i praktyki na uczelni. Gdy jednak edukacja jest prowadzona wyłącznie w formie elektronicznej, efektem może być wiedza bez umiejętności jej wykorzystania.
W artykule, który pojawił się na łamach Gazety Prawnej, przytaczane jest stanowisko pracodawców, którzy obawiają się, że elektroniczna edukacja jako pełnoprawna forma kształcenia i uzyskiwania dyplomów szkół wyższych, doprowadzi jedynie do powiększenia grupy bezrobotnych absolwentów.
Podobny problem można zauważyć wśród osób decydujących się na prowadzenie firm we własnym zakresie, zdalnie z domu, bez wcześniejszego badania rynku, a także kontaktu ze światem biznesowym na innej niż elektroniczna płaszczyźnie. Doświadczenie nabywane jedynie poprzez Internet nie wystarczy, aby świadczone usługi przyniosły zamierzone efekty finansowe.
Dlaczego pracodawcy obawiają się tak zmian w przepisach dotyczących edukacji? Dotychczas jedynie 80% zajęć można było realizować drogą elektroniczną, a praktyczne szkolenia w postaci pracowni lub praktyk były obowiązkowe. Po zmianach, nie dość że wszystkie zajęcia będzie można przeprowadzić zdalnie to nawet zdobywanie umiejętności praktycznych teoretycznie będzie mogło odbywać się zdalnie.
Elektroniczni absolwenci uczelni będą wyposażeni w niemałą wiedzę teoretyczną, a nawet niemałe umiejętności praktyczne. Niestety brak kontaktu ze środowiskiem pracy i uczelnianym w trakcie nauki uniemożliwi wykształcenie się umiejętności w zakresie komunikacji. Studiując zdalnie można również ukryć pewne braki we własnym wykształceniu, które w przypadku bezpośredniego kontaktu od razu wyszłyby na jaw.
Zbyt duża liczba kiepsko przygotowanych do zawodu absolwentów uczelni stanowi problem dla rynku pracy. Potwierdzają to statystyki liczby bezrobotnych z wyższym wykształceniem, które wskazują, że ich liczba szybko rośnie w podobnym tempie co liczba absolwentów.
Oczywiście nie można odrzucać e-learningu jako z założenia złej formy nauczania. Trzeba jednak dostosować go do panujących warunków w otoczeniu. Inną bowiem rolę spełni e-learning w środowiskach gdzie rozpowszechniona jest edukacja, a inną tam gdzie dotarcie do wykształconej kadry naukowej stanowi duży problem.
Art. zamieszczony za zgodą serwisu Techbyte.pl
Komentarze
12Ta ilość bezrobotnych raczej jest spowodowana stanem/rozwojem gospodarki i tego jak państwo w nią "pompuje" kasę na rozwój... Zaraz znowu będzie na tapecie temat o masowych zwolnieniach w budżetówce a tu przynajmniej połowa pracujących a nie "pracujących" jest dobrze wykształcona i wie co i jak robić.
Inny przykład to rekrutacje do firm, genialny koleś miał już zostać przyjęty kiedy przyszła taka tępa łycha, zakręciła cycem i powiedziała że będzie przez 2 lata pracować w firmie za free - stać jej rodziców - bo chce sobie po tym okresie wpisać firmę w CV...
Sorry, ale to ciągłe tłumaczenie bezrobocia/niechęć do zatrudniania/wybredzanie przy zatrudnianiu stanem naszej edukacji, która rzeczywiście z roku na rok wygląda coraz marniej ale mimo wszystko jest jeszcze lepiej niż na "zachodzie", czy ostatnio modnym kryzysem który niby był/jest a który faktycznie dopiero do nas dojdzie i dopiero da nam po d...e, jest co najmniej już męczące..
Rozumiem, że jest problem z wirusami, programami szpiegowskimi a nawet głupimi żartami kolegów, nie mówię, żeby za to od razu karać, ale chodzi o to, że każdy uczeń będzie miał dostęp do swojego 'unikatowego" e-booka i jak od takiego delikwenta nagle zaczną się pojawiać masowo e-booki w sieci to będzie chyba podejrzane?
Oczywiście wie, że znów problem wirusów, żartów, kradzieży itp. ale od tego może być jakaś komisja szkolna, uczelniana itp, rozpatrująca sprawy wycieków, lewych kont itp.
Nie jestem za cenzurą, nie linczujcie mnie :) ale uważam, że da się to rozwiązać, aby dzieciaki/studenci mieli dostęp do książek jednocześnie nie nosząc ich i nie kopiując piratów. Taki w moim zamierzeniu jest wydźwięk tej wypowiedzi więc jeśli ktoś to inaczej odebrał to proszę odpuścić sobie komentarze.