Badając archiwalne materiały z teleskopu Hubble'a astronomowie NASA i ESA odkryli niezwykły kosmiczny spektakl odgrywany przez martwą gwiazdę G238-44.
Kosmiczny kanibal pożera swoje dzieci
Jak mityczny Kronos połykający po kolei olimpijskich bogów, gwiada o sygnaturze G238-44 pochłania łapczywie swój układ planetarny. Według specjalistów po raz pierwszy jesteśmy w stanie zaobserwować sytuację w której biały karzeł chłonie materię zarówno z bliskiego mu dysku akumulacyjnego złożonego z rozbitych szczątków skalistych planet, jak i oddalonego znacznie pasa lodowych obiektów podobnego do naszego pasa Kuipera.
Biały Karzeł powstaje z jądra umierającej gwiazdy o masie podobnej do naszego Słońca, które zakończywszy etap bycia Czerwonym Olbrzymem odrzuca swoje zewnętrzne powłoki. Wysoce masywne jądro rozpalone do białości kurczy się tak, że średnicą zaczyna przypominać naszą planetę, jednak masa sprawia, że jego odziaływanie grawitacyjnie na wszystkie obiekty w układzie doprowadza do nieuchronnego upadku na powierzchnię gwiazdy. Obserwowany aktualnie przez astronomów Karzeł wyróżnił się na tle innych prowadzonych wcześniej obserwacji tym, że w czasie swojej agonii mocno zdestabilizował otaczający go układ. Właśnie ta chaotyczna rozbiórka doprowadziła do sytuacji jaką zaobserwował Hubble i jaka jest aktualnie analizowana przez zespoły NASA i ESA.
Okazja do zajrzenia w głąb innych planet
Żarłoczność G238-44 jest naukowcom bardzo na rękę, bo dokonując w swoim układzie demolki Biały Karzeł rozbijał na atomy i pochłaniał kolejne warstwy materii z jakiej pierwotnie zbudowany był jego układ planetarny. Na podstawie analizy widma tego opadającego na gwiazdę pyłu wnioskujemy skład planet otaczających G238-44 jeszcze w czasach, kiedy była ciałem niebieskim z grubsza przypominającym nasze Słońce. Wnioski są zaskakujące dla astronomów.
Głowną teorią wyjaśniającą skąd na wewnętrznych planetach układów gwiezdnych bierze się woda, jest ta głosząca, że to lodowe komety i asteroidy z obrzeży układu "nawadniają" skaliste planety poprzez kolizje z nimi. Analiza mieszanki pyłu daje jednak możliwość, że wśród tych planet znajdują się duże lodowe rezerwuary wody. Ciekawe jest też odkrycie bardzo dużej ilości żelaza, z obecności którego specjaliści wnioskują potwierdzenie tezy o metalowych rdzeniach planet, takich jak Merkury, Wenus, Mars i Ziemia.
Ted Johnson, główny badacz z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, podsumował te rewelacje w następujacy sposób:
Najlepiej pasująca do naszych danych byłaby mieszanka złożona z dwóch części materiału podobnego do Merkurego i jednej materiału podobnego do komety, która składa się z lodu i pyłu. Żelazo i lód azotowy sugerują szalenie różne warunki formowania się planet. Nie ma znanego obiektu w Układzie Słonecznym z tak dużą ilością obu.
Źródło: nasa.gov
Komentarze
3