Aparaty z górnej półki cenowej prawie na pewno są w teorii modelami zabezpieczonymi przed trudnymi (czytaj mokrymi) warunkami pogodowymi. A w praktyce? Cztery aparaty przetrwały, ale tylko trzy zdały egzamin.
Uszczelnienia korpusu, zabezpieczające przez zanieczyszczeniami i przede wszystkim przed ingerencją wilgoci wewnątrz aparatu, to cecha, której zawsze wypatrujemy w aparacie cyfrowym. Te najtańsze raczej nie mają szansy stawić czoła testom wytrzymałości przy pogodzie jak w Deszczowej Piosence. Ale modele z wysokiej, prawie najwyższej półki, dlaczego nie. I tak redaktorzy z serwisu Imaging Resource wzięli na warsztat Canona, Nikona, Sony i Olympusa wraz z odpowiednimi obiektywami i wystawili na symulowany deszcz.
Cztery aparaty i dwa testy
Od razu zaznaczam, że na nic zda się narzekanie, że nie testowano Fujifilm czy reklamowanego zawsze w strugach deszczu czy piasku Pentaxa, a także Panasonica. Testowano dwie lustrzanki (Canon EOS 5D Mark IV, Nikon D850) i dwa bezlusterkowce (Olympus OM-D E-M1 Mark II i Sony A7R III).
Można też mieć zastrzeżenia do samej procedury, ale takie chyba już jest przekleństwo testujących aparaty, że trudno opracować idealny schemat pomiarowy w przypadku tych urządzeń.
Nie ma co owijać w bawełnę. Oba testy, czyli fotografowanie w pełnym deszczu i po wysuszeniu, a potem fotografowanie we mgle, zdały całkowicie trzy z czterech aparatów. Przetrwały (czyli działały prawidłowo po zakończeniu obu testów) za to wszystkie. Jak to należy rozumieć? Już wyjaśniam.
Pierwszy test - działają wszystkie, ale…
Pierwszy test obejmował pracę w deszczu, a potem przeniesienie do suchego pomieszczenia i wysuszenie, a potem ponowne uruchomienie. Do momentu wniesienia aparatów do wnętrza wszystko było w porządku. Nawet po wysuszeniu wszystkie działały, jednak wewnątrz korpusu Sony zauważono wodę. Zebrała się ona w komorze akumulatora, co nie świadczy o szczelności konstrukcji za dobrze. Na szczęście sam sensor na tym etapie nie był zamoczony.
Zeby być uczciwym, trzeba przyznać, że również Nikonowi zdarzyła sie wpadka. Trochę wody znalazło się na soczewce wizjera. To jednak dużo mniejszy problem i chyba tak naprawdę bez związku z tematem uszczelnień korpusu.
Przed kolejnym testem, we mgle (symulowanej przez strumień niewielkich kropelek), działały wszystkie. Następny test pokazał, że natura czasem woli działać powoli i z mniejszą siłą, by odsłonić niedoskonałości konstrukcji.
Drugi test - zaliczony przez trzech na czterech
Kłopoty Sony z utrzymaniem w suchości wnętrza korpusu sugerowały potencjalne problemy w kolejnym teście. Niestety obawy uzasadnione, gdyż testu mgły Sony A7R III nie zaliczył. Wilgoć zebrała się tym razem na migawce i zakłóciła prawidłową pracę aparatu.
Niestety, bo to aparat, który cieszy się dużą popularnością i wiele osób czekało na niego z utęsknieniem. Wniosek testujących wskazuje na słabe ogniwo jakim jest zabezpieczenie górnego panelu. Wpływ może mieć też płaskość tego elementu obudowy w tym aparacie, która sprzyja zbieraniu się wody.
Trzeci (nieoficjalny) test - wszystko wraca do normy
ImagingResource oficjalnie przeprowadziło dwa testy. Po drugim teście Canon, Nikon i Olympus działały prawidłowo, a ich wysuszenie było oczekiwanym działaniem, przywracającym je do normalnego stanu. W przypadku Sony suszenie miało w ogóle odratować aparat.
I tak się stało, choć nie od razu Sony zadziałał. Potrzebował więcej czasu niż się spodziewano, by „zapomnieć” o mokrej przygodzie. Ostatecznie wszystkie cztery aparaty wróciły do normy, dlatego pozwoliłem sobie nazwać tę część trzecim (nieoficjalnym) testem. Poniższe wideo pokazuje w skrócie procedurę testową.
A jak testy mają się do rzeczywistych warunków?
W sieci po prezentacji wideo ilustrującego testy pojawiło się wiele krytycznych słów pod adresem konstrukcji Sony. Na pewno coś jest na rzeczy i dobrze byłoby gdyby Sony się z tego wytłumaczyło. Niemniej nie byłbym tak srogi przy ocenie aparatu. W końcu (co prawda zajęło to kilka dni) wszystko wróciło do normy i aparat działał prawidłowo. A to cieszy.
Poza tym ludzie z ImagingResource podkreślają, że ich procedura testowa daleka jest od ideału. Symulowany deszcz i mgłę cechował jednorodny rozmiar kropli, dużo mniejsza siła ich uderzeń i krótszy czas ekspozycji aparatów na opad niż przy normalnej ulewie.
Należy zadać sobie też pytanie, czy będziemy kiedykolwiek fotografować w bardzo trudnych warunkach bez dodatkowego zabezpieczenia czekając, aż coś się stanie z aparatem (w tym przypadku był to Sony). Czasem wystarczy parasolka albo cokolwiek do przykrycia korpusu i tubusu obiektywu.
Wniosek - i tak lepiej nie prosić się o kłopoty
Każdy zgodzi się, że używanie jakiegokolwiek aparatu, który nie jest wodoodporny (a uszczelnienia nawet topowych aparatów tego nie zapewniają), przez dłuższy czas w mokrym/zamglonym otoczeniu bez minimalnej ochrony, to igranie z losem.
Biorąc aparat w teren, na przykład na poranne polowanie na żurawie, możemy spędzać w czatowni długie godziny, dzień po dniu. W takich warunkach nie będzie łatwo i na pewno wcześniej pomyślimy o dodatkowym uszczelnieniu aparatu. W sprzedaży dostępne są osłony, które są w stanie zabezpieczyć aparat przed deszczem. W przypadku penetrującej wnętrza wilgoci doskonale uzupełnią jakiekolwiek uszczelnienia w samym aparacie. W przypadku rzeczonego Sony, prawdopodobnie pozwoliłyby uniknąć kłopotów.
By ostatecznie potwierdzić niedoskonałość uszczelnień aparatów Sony (pojawiają się takie sugestie w sieci), a nie są wynikiem błędu pomiarowego (dany egzemplarz mógł być wadliwy), przydałby się powtórny test. Z innymi egzemplarzami danego aparatu.
Źródło: ImagingResource
Komentarze
2W związku z brakiem odpowiedzi na zapytania o ewentualną wymianę uszczelek, kupiłem do niego wodoodporne etui na aliexpress za kwotę trzech dolarów i czterdziestu centów.
Za to np. taki 6D pod wpływem parafiny stracił trzymanie w klejonych miejscach (na gumach)